czwartek, 4 lipca 2013

Epizod I

Kolejne dni mijały bardzo spokojnie. Jak zwykle nic się nie działo, jak zwykle chodziłam do nudnej pracy, jak zwykle spotykałam gburowatego naczelnego.

W pewne niedzielne popołudnie, kiedy siedziałam w domu, po raz kolejny oglądając Titanica, w moje ręce wpadła jakaś gazeta. Pośpiesznie przejrzałam plotki z życia gwiazd, potem zajrzałam do programu telewizyjnego.

Zaraz rozpocznie mecz Polska-Brazylia, finał Mistrzostw Świata. Pomyślałam, że chętnie obejrzę, przecież kochałam siatkówkę. Kiedyś mogłam codziennie oglądać mecze, uwielbiałam kibicować.
Z biegiem czasu wszystko zaczęło być mi coraz bardziej obojętne, także moja pasja.

Punkt osiemnasta zaczęła się transmisja wyczekiwanego przeze mnie spotkania.
Nasi siatkarze grali w Spodku, kibice jak zwykle a cappella odśpiewali hymn. Przypomniała mi się moja pierwsza wyprawa na mecz, pierwsze ciarki, pierwsze marzenia o byciu dziennikarką sportową.

Spotkanie zaczęło nabierać rozpędu. Nasi siatkarze grali słabo, Brazylijczycy wprost zmiażdżyli ich w pierwszym secie.

No dalej - krzyczałam - Przecież potraficie!

Wstałam z kanapy, podeszłam bliżej telewizora i usiadłam na podłodze.
Przez całego drugiego seta mocno zaciskałam pięści, przypomniały mi się emocje towarzyszące Mistrzostwom Świata, Europy, Lidze Światowej. Przypomniałam sobie jak bardzo kocham siatkówkę.

Dlaczego do jasnej cholery to życie tak zmienia człowieka? Dlaczego z biegiem czasu traci się najważniejsze wartości?

W drugim secie nasi siatkarze jakby trochę się przebudzili, ale nie dali rady świetnie grającym przeciwnikom.
Przegrali. Wstałam z miejsca, pobiegłam do szafy i wygrzebałam z niej stary szalik, który zawsze towarzyszył mi na siatkarskich arenach. Założyłam go na szyję i znów mocno zacisnęłam pięści.

Dalej, dacie radę! - krzyczałam.

Trzeci set należał do naszych siatkarzy. Brazylijczycy po dość łatwo wygranych dwóch setach nie wiedzieli co się dzieje. Do tej pory grali bardzo dobrze, a nagle przegrali seta do 16.
Czwarta odsłona. Musimy to wygrać! Przegrywamy 23:20, Bartmanowi wyraźnie nie idzie. Anastasi wpuszcza Jarosza, ten posyła asa, potem świetnie kończy dwie akcje z rzędu. Mamy 23:23!

Musimy! Chcemy! Damy radę!

Następna piłka, tym razem Kurek kończy świetnym atakiem! Piłka setowa, na zagrywce znów Kuba Jarosz i znów as! Mamy tie-breaka, potrafiliśmy wyjść z beznadziejnej sytuacji, nie zepsujmy tego!

W mojej głowie kłębiły się różne myśli, strach i niepokój mieszały się z radością i euforią. Sama złapałam się na tym, jak wiele dla mnie znaczą te emocje, jak wiele znaczy dla mnie moja pasja.
Czas na tie-breaka! Żeby tylko Brazylijczycy nie odskoczyli nam na samym początku.

No co ty robisz?! Mogłeś przecież obrócić do prostej! - krzyczałam, kiedy Winiarski posłał piłkę na aut, atakując w bardzo dogodnej sytuacji.

8:7, zmiana stron. Moje serce biło jak szalone, marzyłam o wygranej, nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo na czymś mi zależało.

Musicie! Wierzę w Was! - krzyczałam

14:12, mamy piłkę meczową. Anastasi wpuszcza Ruciaka, a ten w swoim stylu posyła asa! Jesteśmy Mistrzami Świata! Na trybunach istne szaleństwo, siatkarze skaczą z radości, a ja cieszę się razem z nimi!

Coś nieprawdopodobnego, przegrywaliśmy 0:2 i wygraliśmy 3:2! I co teraz powiedzą ci wszyscy, którzy zwątpili w naszych reprezentantów po kilku porażkach w zeszłym roku?

Odpaliłam laptopa, byłam ciekawa co na to ci wszyscy niedowiarkowie.
Dawno nie odwiedzałam serwisów sportowych, pierwszą stroną jaka przyszła mi na myśl była strona Przeglądu Sportowego.

"Niemożliwe stało się możliwe! Nasi siatkarze udowodnili wszystkim, że każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę!" - krzyczał do mnie ogromny tytuł.

Nagle włączyła mi się reklama - "Chcesz dołączyć do naszego teamu i zostać ekspertem w dziedzinie siatkówki? Jesteś osobą młodą, posiadasz wykształcenie dziennikarskie, masz głowę pełną pomysłów? Ta praca jest idealna dla ciebie! Wyślij nam swoje zgłoszenie na maila....."

Początkowo jak zwykle zignorowałam wyskakujące okno, potem jednak dotarła do mnie treść, którą niosła owa reklama.
Czy to jakiś znak? - pomyślałam - Może warto spróbować, w końcu każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę.
______________________________________________________________________
Przepraszam, że dodaję już dziś, ale jutro nie będę miała możliwości tego zrobić.
Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze i prawie 600 wyświetleń! Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania moją historią :)
Jeżeli chcecie być na bieżąco, zapraszam tutaj: https://www.facebook.com/KazdaPasjaMozePokonacNawetNajwiekszaKatastrofe?ref=hl
Kolejny epizod powinien pojawić się już w poniedziałek.
P.S. Już jutro mecz!

17 komentarzy:

  1. Jak wspaniale opisałaś te emocje :) Uwielbiam je podczas meczu, sama tak siedzę i krzyczę przed telewizorem :)
    Rozdział świetny :)

    Pozdrawiam :)
    http://zwyklyczas.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Vivian już tu byłam przed twoim komentarzem,tylko zapomniałam zostawić coś po sobie ;-)
    Jeśli chodzi o rozdział to bardzo fajny,czuję się jak bohaterka,bo na meczu zawsze tak robię.Fajnie,że w końcu zrobi coś dla siebie i zacznie spełniać marzenia.Mam nadzieję,że dzięki temu będzie spełnioną dziennikarką sportową i nie będzie musiała pisać o jakiś burmistrzach czy,że ktoś ukradł krowy itd :DD

    OdpowiedzUsuń
  3. och, to takie piękne no. tak bardzo optymistyczne .
    i Kuba <3
    pozdrawiam, Ś.
    ///
    naturalnaniedotykalnanieprzewidywalna.blogspot.com
    verywronalovestory.blogspot.com
    these-wings-are-made-to-fly.blogspot.com
    thebalproject.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteś optymistką i to mi się podoba :) twoja historia jest pełna optymizmu i to jest fajne... a przy okazji zapraszam również na mojego bloga:
    http://siatkowka-to-niesport-to-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wchodzę na Twojego bloga i pierwsze, co przychodzi mi na myśl: "Oesu, Vesper znowu pisze!" A potem sobie przypomniałam, że przecież weszłam na "Każda pasja może pokonać katastrofę" ;)
    Podoba mi się ten początek, jestem ciekawa, jak to będzie później wyglądało ;)
    Fajnie opisałaś te emocje ;)
    Nwm czemu, ale Twój styl pisania kojarzy mi się właśnie z Vesper... Może przez szablon? Który, swoją drogą, bardzo lubię :3
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się, aby szablon nie był zbyt podobny do szablonu bloga "Kiedy marzenia stają się rzeczywistością", ale chyba mi się nie udało :)
      Bardzo mi miło, że mój styl pisania kojarzy ci się z Vesper, bo sama czytałam jej obie historie i naprawdę są napisane na najwyższym poziomie.
      Według mnie nie dorastam jej nawet do pięt :)
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Po przeczytaniu tego rozdziału od razu przypomniały mi się wszelkie emocje związane z tym sportem i nie tylko:-) Bardziej niż siatkówką emocjonuję się chyba ręczną albo porównywalnie;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dotarłam na twojego bloga przez fb. Podoba mi się bardzo. Przechodzą mnie dreszcze bo jestem ogarnięta emocjami związanym z tym pięknym sportem. Czekam na kolejny (:
    Informuj mnie proszę na blogu lub na GG (podane na poniższym adresie).
    Zapraszam również do siebie na przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com

    Całuję, camilla. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, oczywiście będę informować.
      Również całuję :*

      Usuń
  8. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania! Tylko w jednym momencie było napisane 'punkt o 18', nie powinno być przypadkiem 'punkt osiemnasta'? Ale nie czepiam się, po prostu rzuciło mi się w oczy. :)
    Tak czy inaczej, piszesz naprawdę dobrze, chętnie przeczytam dalszy ciąg. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, faktycznie popełniłam błąd, zaraz to poprawię :)
      Zapraszam na nowy epizod :))

      Usuń
  9. Jak czytałam ten rozdział, to miałam ciarki na całym ciele :)

    OdpowiedzUsuń