wtorek, 30 lipca 2013

Epilog

- Mamo, mamo! Jasiek mi pobrudził spodnie!!!

- Pokaż kochanie - uśmiechnęłam się i podjechałam do Julki - To da się uprać, nie martw się.

- Mamusiu... - zaczęła Julka

- Tak kochanie?

- Mogę się do ciebie przytulić?

- Oczywiście! - uśmiechnęłam się i przytuliłam moją córkę - No, a teraz leć bawić się z tatą i Jasiem, a ja sobie trochę poczytam. Dobrze?

- Dobrze mamo, a co jak Jasiek znowu będzie mi dokuczał?

- Poskarż się tacie - zaśmiałam się i podjechałam w kierunku łóżka.

Delikatnie zsunęłam się z wózka i wczołgałam się na górę. Po tylu latach przyzwyczaiłam się już do mojego kalectwa, choć czasem miałam napady złości i bezsilności. Najbardziej bolało mnie to, że nie mogę pobiegać z dzieciakami, nie mogę gonić z nimi za piłką czy ścigać się w ogrodzie.
Kiedy Kamil był w domu, nie miał treningu, meczu lub zgrupowania, wszystko było w porządku. Kiedy jednak wyjeżdżał, widziałam jak dzieciakom brakuje tych zabaw, jak tęsknią za ojcem.
Rozmyślając położyłam się na łóżku i wzięłam do ręki książkę, tak na prawdę jej nie czytając.
Myślałam nad tym co będzie za pięć, dziesięć, dwadzieścia lat. Będę wtedy jeszcze starsza, będę potrzebować jeszcze więcej opieki. Nie chcę przecież psuć życia moim dzieciom, nie chcę psuć im najlepszych lat!

- Co jest, kochanie? - do pokoju wszedł Kamil

- Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się widząc zatroskaną minę mojego męża

- Przecież widzę, że coś jest nie tak - odparł i położył się koło mnie na łóżku - Ej, czym się martwisz?

- Mówię że wszystko jest dobrze - zaśmiałam się i wtuliłam się w poduszkę, wciąż patrząc w oczy Kamila

- Kochanie, mnie nie oszukasz - powiedział gładząc mnie po policzku

- Bo widzisz... Tak myślę co będzie za parę lat, jak dzieciaki dorosną, a my będziemy coraz starsi...

- Będziemy wieść spokojne życie emerytów - uśmiechnął się

- Tak, ale ja jestem kaleką... Powiedz mi, czemu wziąłeś sobie za żonę taką starą inwalidkę?

- Kocham tą starą inwalidkę, pewnie dlatego - zaśmiał się i mocno mnie pocałował

- Fuuu.... - do pokoju wpadł Jasiek z Julką

- Jakie fuu, jak będziecie dorośli też będziecie tak robić - wyszczerzył się Kamil

- Tato, to jest obrzydliwe - krzyknęła Julka

- Nie mądrzyj się, bo nie urośniesz!

- Chodźcie do nas - uśmiechnęłam się

- Ale nas nie będziesz tak całować? - upewnił się Jaś

- Spokojnie, takie przywileje mam tylko ja! - zaśmiał się Kamil

Dzieci wczołgały się i położyły się pomiędzy nami. Mogliśmy tak leżeć godzinami, wspominając zabawne sytuacje z naszego życia, czy opowiadając dzieciom jak to było, kiedy my byliśmy mali.
Właśnie tego dnia, kiedy po raz kolejny tak leżeliśmy, zdałam sobie sprawę, że jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Mam cudowną rodzinę i wspaniałą pracę. Moi przyjaciele, Kasia i Wojtek pomagają mi we wszystkich trudnych momentach, choć bez wątpienia najlepszym przyjacielem jest mój mąż.
Tamtego dnia uświadomiłam sobie, że tak na prawdę nie liczy się to co jest na zewnątrz, a to co jest w środku.
Doszłam do wniosku, że miłość, przyjaźń i pasja mogą pokonać nawet największą katastrofę i są silniejsze od kalectwa.
Kalectwa, które blokuje tylko ciało, ale nie duszę.

__________________________________________________________________
To by było na tyle :)
Dziękuję Wam za te wspólnie spędzone tygodnie, dziękuję za wszystkie pozytywne i negatywne komentarze oraz wsparcie jakie od Was dostałam. Szczerze powiedziawszy nie wierzyłam, że ktokolwiek będzie to czytał, zakładałam tego bloga z myślą, że zaraz go usunę.
Pod wczorajszym epizodem pojawił się komentarz, że wątek z inwalidztwem powoduje obrzydzenie.
Na prawdę nie chciałam nikogo urazić, dodałam ten wątek tylko po to, aby poruszyć też nieco głębsze problemy niż... dobór chłopaka...
Poza tym chciałam Wam pokazać, że osoby niepełnosprawne też mają prawo do życia, mają takie same potrzeby i uczucia jak osoby pełnosprawne. Sama doświadczyłam od nich wiele ciepła.
Przed napisaniem tego opowiadania założyłam sobie, że nie będzie to coś w stylu opery mydlanej... Czy mi się udało? Nie mnie oceniać, choć przyznam, że moje opowiadanie mnie nie satysfakcjonuje...
Przepraszam więc za wszystkie błędy, zaniedbania, gafy. Przepraszam też za to, że to opowiadanie może nie było takie jakbyście chcieli.
To tyle, przepraszam że tak się rozpisałam, ale nie wyobrażam sobie, aby odejść tak bez słowa.
Jeśli macie jakieś pytania, refleksje, śmiało, piszcie je w komentarzach.
Całuję, Vivian :*

poniedziałek, 29 lipca 2013

Epizod XIV

- Kamil, proszę cię, idź do domu, prześpij się

- Nic z tego, będę tu siedział razem z tobą

- Musisz odpocząć, jesteś tu ze mną już tydzień, nic się nie stanie jeśli wrócisz na jedną noc do domu

- Jesteś pewna? - spytał

- Tak, jestem pewna

- Dobra, w takim razie pójdę się trochę przespać. Ale jutro z samego rana wrócę.

- Mam nadzieję - uśmiechnęłam się - Odpoczywaj

- Ty też - zaśmiał się i delikatnie pocałował mnie w policzek.

Kiedy Kamil wyszedł, przymknęłam oczy i po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się co dalej.
Czy kiedykolwiek będę chodzić? Czy kiedykolwiek będę miała możliwość pojechać jeszcze raz na Igrzyska Olimpijskie? Czy będę mogła ponownie przeżyć te emocje? Czy będę mogła normalnie żyć?

W mojej wyobraźni ukazał się obraz mnie na wózku. Inwalidki. Osoby, która potrzebuje całodobowej opieki, która jest uzależniona od drugiego człowieka.
Nie chciałam psuć Kamilowi reszty jego życia. Chciałam biegać, skakać, chodzić. Po prostu. Chciałam żyć. Bez pomocy innych. Sama.

- Jak się pani czuje, pani Aniu? - usłyszałam głos mojego lekarza

- Dobrze - odpowiedziałam i otworzyłam oczy.

Zerknęłam na zegarek. 8.00. No tak poranny obchód. Poprzedniej nocy zasnęłam jak niemowlak. Już dawno nie przespałam tak spokojnie całej nocy.

- Nie obudziłem pani?

- Już nie spałam - uśmiechnęłam się

- Dobrze... Proszę pani, muszę pani coś powiedzieć... To oczywiście nie jest jeszcze pewne... W medycynie zdarzają się różne cuda, jak chociażby pani wybudzenie... Choć szanse są małe..

- Będę chodzić czy nie? - warknęłam

Lekarz westchnął usiadł obok mnie i złapał mnie za rękę.

- Pani Aniu, przeżyła pani bardzo ciężki wypadek. Ma pani ciężki uraz rdzenia kręgowego.. Są nikłe szanse, aby kiedykolwiek mogła pani chodzić.

- Ale... Kamil obiecał... - jęknęłam i wybuchłam płaczem

- Pan Kamil i my wszyscy chcemy dla pani jak najlepiej. Co prawda praktycznie nie ma już szans na pani powrót do dawnej sprawności, ale trzeba się cieszyć tym co mamy. Życiem. Na prawdę jest pani naszym cudem... To że pani przeżyła...

- Przestańcie mi chrzanić tu o tym cudzie! - warknęłam - Cud, cud i cud! A ja chcę innego cudu! Chcę chodzić! Rozumie pan? Chcę chodzić!

- Rozumiem. Na prawdę panią rozumiem. Robimy wszystko co w naszej mocy żeby tak się stało, ale współczesna medycyna nie potrafi sobie poradzić z tego typu problemami - odparł spokojnie lekarz

Zasłoniłam oczy rękoma i wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem. Nie umiałam sobie poradzić z tym wszystkim, nie chciałam być inwalidką!

- Aniu, coś się stało? - usłyszałam głos Kamila

Pośpiesznie otarłam łzy i spojrzałam w jego stronę.

- Stało się! Nigdy nie będę chodzić! Oszukałeś mnie! Wszyscy mnie oszukaliście! - krzyczałam - Obiecuję, że będziesz chodzić... Zrobimy wszystko co w naszej mocy... Gówno prawda! - krzyczałam

- Ale Aniu...

- Jakie Aniu? Nie chcę cię znać! Nie chcę znać was wszystkich! Nienawidzę was! Nienawidzę całego świata!
____________________________________________________________________
Pisząc ten epizod zastanawiałam się co ja zrobiłam gdybym była w sytuacji Anki...
A Wy co zrobiłybyście dowiadując się o swoim kalectwie?

niedziela, 28 lipca 2013

Epizod XIII

- Halo, słyszy mnie pani?

Otworzyłam oczy i ujrzałam kilku lekarzy stojących nade mną.
Błysk światła wpadający przez szpitalne okna oślepił mnie na tyle, że musiałam je zmrużyć, aby dokładniej zobaczyć co dzieje się dookoła mnie.

- Tak, słyszę... Gdzie ja jestem... - wymamrotałam

- To jakiś cud! Jak pani z tego wyszła... Ja nie wiem, wciąż nie wierzę w te wszystkie cuda, które dzieją się na tym świecie.

- Jaki cud? O co chodzi? Gdzie ja właściwie jestem? - spytałam już nieco żywiej

- Wczoraj miała pani wypadek samochodowy. To, że pani go przeżyła jest cudem. Naprawdę.

- A Paweł?

- Pani wszystko pamięta? Pan Paweł niestety nie miał tyle szczęścia... - odparł zmieszany lekarz

- Anka? Kochanie! Ty żyjesz! - usłyszałam czyjś krzyk, a moim oczom ukazał się przerażony Kamil

- Co ty tu robisz? - spytałam delikatnie podnosząc głowę - Chyba mieliście świętować...

- Świętować? Co ty opowiadasz! W telewizji wciąż głośno o wypadku polskich dziennikarzy, kiedy tylko się dowiedziałem, że chodzi o ciebie i o Pawła... Bałem się, że cię tu nie zastanę...

- Żywej? - spytałam

- Tak. Bałem się, że cię nie zastanę tutaj żywej - odparł i delikatnie pocałował mnie w usta

Jęknęłam, kiedy odwzajemniłam ten pocałunek. Moja cała twarz była pocięta przez samochodową szybę,
potwornie bolały mnie płuca, nie miałam czucia w nogach, ale byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd.

- Proszę pana, co z nią? - usłyszałam przyciszony głos Kamila

- Cud, że z tego wyszła. Naprawdę. Wczoraj dawaliśmy jej 10% szans na przeżycie, dzisiaj kiedy zauważyliśmy że się wybudza byliśmy w szoku. Nie robiliśmy jej jeszcze dokładnych badań, ale zaraz to uczynimy. Pan jest kimś z rodziny?

- Można tak powiedzieć. Jestem partnerem Ani. - odparł Kamil

- Przepraszam panią - usłyszałam już głośniejszy głos lekarza

- Tak, wszystko słyszałam. Upoważniam tego pana do udzielania mu informacji - odpowiedziałam cicho i przymknęłam oczy.

- Dobrze, niech pani odpoczywa. Za jakąś godzinkę zrobimy wszystkie potrzebne badania. Siostro, proszę zmienić kroplówkę.

- Mogę zostać? - spytał Kamil

- Jak pan uważa. Tylko proszę być cicho - odparł lekarz.

Po wspomnianej godzinie zostałam obudzona na badania. Nie znam się na medycynie, więc nie miałam pojęcia po co to wszystko, śmieszyły mnie jednak wszystkie zdziwione twarze lekarzy i pielęgniarek. Wszyscy bez wyjątku dziwili się, że żyję, a ja czułam się jakbym wstała po trochę dłuższym śnie.
Bez problemu znosiłam ból, najbardziej uciążliwy był jednak brak czucia w nogach.

Kamil opiekował się mną dzień i noc. Opowiadał o ich niepewnym powrocie, opowiadał o tym, jak wszyscy przeżywali mój wypadek.
Zdziwiłam się, że przez mój wypadek siatkarze zrezygnowali ze świętowania sukcesu.

- To także twój sukces. Nie moglibyśmy opijać go bez ciebie - powiedział Kamil, kiedy spytałam się, czemu zrezygnowali z celebrowania tak cennej chwili.

Dni spędzone w szpitalu mijały bardzo wolno, ból powoli ustępował, a czucie w moich nogach nie powracało.

- Kamil, powiedz mi czy ja będę chodzić? - spytałam, kiedy po tygodniu nie mogłam zwlec się z łóżka

- Oczywiście kochanie, że tak - odpowiedział lekko zmieszany.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.
___________________________________________________________________
Dziś znowu wcześniej, przepraszam :)

sobota, 27 lipca 2013

Epizod XII

Igrzyska Olimpijskie minęły w zastraszająco szybkim tempie. Nim spostrzegłam było już po ceremonii zakończenia i trzeba było udać się z powrotem do Warszawy.
Te wszystkie dni spędzone tutaj będę wspominać jako najpiękniejszy okres w moim nudnym życiu, to co tu zastałam było wspaniałą odskocznią od szarej codzienności.
Na zawsze zapamiętam te wszystkie emocje, chwile wzruszeń i radości. Zawsze będę pamiętać radość po zdobytym medalu, świętowanie wszystkich zwycięstw i przeżywanie porażek.
Będąc tutaj poznałam życie sportowców od kuchni, dowiedziałam się jak ciężko muszą pracować na swój sukces, choć przecież nie widziałam wszystkiego. Wiem, że pracowali na ten medal cztery lata, wiem ile to kosztowało wyrzeczeń, nerwów, ile litrów potu wylali na treningach.
Kiedy niektórzy dziennikarze pytali się ich dlaczego nie zdobyli złota, miałam ochotę przyłożyć im pięścią w nos, przecież taki jest sport, nie zawsze jest się najlepszym na świecie.

Kiedy pakowałam swoje rzeczy, w moich oczach pojawiły się łzy. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec tego wszystkiego. Wiedziałam, że mam szansę wrócić tu za cztery lata, lecz coś mówiło mi, że już nigdy nie przeżyję czegoś takiego.

- Aniu, co się stało? - spytał Kamil, który nie wiadomo kiedy wszedł do mojego pokoju

- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się ocierając łzy - Po prostu szkoda mi, że to już koniec.

- Jaki koniec? To dopiero początek - zaśmiał się i mocno mnie przytulił  - Zobaczysz, to dopiero początek naszej przygody ze sportem.

- Naszej? - spytałam spoglądając w oczy młodego środkowego

- Naszej - uśmiechnął się - Mojej jako sportowca, a twojej jako dziennikarki. Zobaczysz ile zwycięstw będziemy wspólnie świętować, po ilu porażkach będziesz mnie jeszcze pocieszać. Proszę, nie płacz - uśmiechnął się

- No nic, już nie płaczę. W takim razie do zobaczenia. Ja z Pawłem odjeżdżam już dzisiaj, zobaczymy się niedługo.

- Tak lepiej. Zobaczymy się niedługo - uśmiechnął się i ponownie wbił swoje usta w moje

- Zadziwiasz mnie - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam pocałunek

- Dlaczego? - spytał

- Na prawdę, mógłbyś mieć każdą młodą dziewczynę

- W takim razie chcę ciebie - uśmiechnął się

- Ja nie jestem młodą dziewczyną

- Jak to nie - zaśmiał się i uniósł mnie do góry - Tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz.

Pocałowałam Kamila w czoło, kiedy do pokoju wszedł Paweł.

- No już, dosyć tego love story, jedziemy do Warszawy!

- Pan jest bardzo mało romantyczny - zaśmiał się Kamil i postawił mnie na podłodze

- Bywa. Aniu, spakowana?

- Spakowana - odparłam z uśmiechem

- W takim razie jedziemy. Daj, zniosę ci to - powiedział Paweł biorąc ode mnie walizkę

- Dzięki, zaraz do ciebie dołączę - powiedziałam i kiedy Paweł wyszedł, jeszcze raz mocno pocałowałam młodego środkowego.

Następnie niechętnie zamknęłam swój pokój na klucz, pożegnałam się z całym sztabem szkoleniowym, wyściskałam wszystkich siatkarzy i oddałam kluczyk do recepcji.

Kiedy wsiadłam już do samochodu w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Łzy smutku.
Coś w moim wnętrzu podpowiadało mi, że już nigdy nie zobaczę tych wszystkich ludzi. Coś mi mówiło, że wydarzy się coś, co całkowicie odmieni moje życie.

Kiedy Paweł ruszył spod wioski olimpijskiej włączyłam radio i przymknęłam oczy.
Wspominałam te wszystkie chwile spędzone w Rzymie. Jeszcze raz przypomniałam sobie mecz o trzecie miejsce, naszą rozmowę w szatni...
Nagle usłyszałam jakiś huk. Uderzyłam głową o szybę samochodu... przypomniałam sobie pierwszą rozmowę z Kamilem, pierwszy uścisk dłoni, pierwszy pocałunek.
Otworzyłam oczy, ale widziałam tylko ciemność...
Słyszałam już tylko cichy szmer... Chcę ciebie... usłyszałam w myślach i poddałam się błogiemu stanowi.

piątek, 26 lipca 2013

Epizod XI

Włącz
O 20:00 zaczęło się tak wyczekiwane przez wszystkich spotkanie. 
Na hali znajdował się tłum polskich kibiców, każdy wierzył w zwycięstwo. 
Hymn odśpiewany przed meczem jeszcze bardziej wprowadził wszystkich w atmosferę wielkiej bitwy. 
Nasi siatkarze wyszli zmotywowani jak nigdy dotąd. Scena w szatni najwidoczniej dała im sporo do myślenia. 
Wiedziałam co teraz mogło dziać się w ich głowach. Modliłam się, aby wierzyli w siebie, grali na sto procent i byli pewni swoich umiejętności. Tylko w ten sposób można było pokonać Bułgarię.

Zaczęliśmy z wielką werwą i mocą, pierwsze piłki kończyliśmy zdecydowanymi uderzeniami, ale również Bułgarzy grali na sto procent swoich możliwości. 

Nie zważając na innych dziennikarzy przyłączyłam się do polskich kibiców i z całych sił zagrzewałam naszych chłopaków do boju. 

Pierwszy set padł naszym łupem. Świetna zagrywka Bartmana na chwilę rozstroiła przyjęcie bułgarskich graczy. 

Kolejny set, kolejne emocje, nic nie jest jeszcze przesądzone. 

Kamil wraz z Możdżonkiem zaczęli doskonale grać blokiem, zatrzymywali nawet najmocniejsze uderzenia Sokolova.

Drugi set również jest nasz! 

Kolejna partia, modliłam się aby ostatnia. 
Nasi siatkarze znów zaczęli przysypiać, tracili punkty i to Bułgarzy wygrali trzecią odsłonę. 

Bałam się, aby nie powtórzyła się scena z półfinałów. Andrea znów krzyczał na naszych graczy, obawiałam się jednak że znów będzie to bezskuteczne. 

Nie wiedząc co robię, przeskoczyłam przez bandy reklamowe i znalazłam się tuż obok naszych graczy. 

- Chłopaki! Skupienie i wasza gra! Pamiętajcie, potraficie ich pokonać! - wrzasnęłam 

- Damy radę! - krzyknął Kamil - Musimy dać! Chłopaki, to będzie nasz ostatni set na tych Igrzyskach, pokażmy się z jak najlepszej strony!

- Dokładnie! Dawać, szybko!!! - wrzasnęłam i udałam się na swoje miejsce

Wszyscy dziennikarze patrzyli się na mnie jak na idiotkę, a ja udawałam że nie zauważam ich wzroku. 

Zaczęła się czwarta partia. Nasi gracze pobudzali się wzajemnie do walki, w ich oczach widać było wiarę w zwycięstwo. 
To co działo się na hali było nie do opisania. Polscy kibice zagrzewali naszych graczy śpiewając Pieśń o Małym Rycerzu. W moim przekonaniu był to hymn polskiej siatkówki, podniosłam się więc ze swojego miejsca i wspólnie z kibicami odśpiewałam go, aby jeszcze bardziej zagrzać chłopaków do boju. 

Dziennikarze z innych krajów patrzyli się na to wszystko z niedowierzaniem i wielkim respektem. Widać było, że na całych Igrzyskach nie widzieli jeszcze takich kibiców. 

Na boisku wciąż trwała zacięta walka. Bułgarzy koniecznie chcieli doprowadzić do tie-breaka, a nasi siatkarze nauczeni doświadczeniem dążyli do jak najszybszego zakończenia spotkania. 

Graliśmy na sto procent swoich możliwości, Wojtek rozprowadzał bułgarski blok jak tylko mógł, Bartman, Kurek i Winiar grali z pełną mocą, kończąc niemal wszystkie ataki. Igła szalał w obronie, a Marcin z Kamilem stawiali coraz szczelniejsze bloki i atakowali z krótkiej na coraz większym zasięgu. 

Od upragnionego brązu dzieliło nas już tylko kilka piłek. 
Andrea szalał przy bocznej linii, kiedy sędzia popełnił błąd nie odgwizdując Bułgarom podwójnego odbicia. 

W mojej głowie kłębiły się różne myśli. Ciągły strach mieszał się z ogromną nadzieją w zwycięstwo. 
Bałam się, a jednocześnie wierzyłam w wygraną naszych chłopaków. 

23:23 - Kamil pewnie kończy swój atak i mamy piłkę meczową na wagę brązowego medalu Igrzysk Olimpijskich. 

Na zagrywce Bartosz Kurek. 
Proszę, nie zepsuj - błagałam w myślach. 

Piłka otarła się o taśmę i przeszła na drugą stronę, ułatwiając Bułgarom przyjęcie. 
Teraz pytanie co zagrają? Kto będzie atakował? Chyba nie zdecydują się na krótką? 

A jednak, zagranie do Todorova ,ale Kamil doskonale wyczuł intencję przeciwnika i postawił doskonały blok pasywny. 
Mamy w górze piłkę na wagę brązu, nie zepsujmy tego! 

Wojtek fenomenalnie rozprowadza blok Bułgarów, Bartman pewnie kończy swój atak i mamy to!!!

Upragniony medal jest nasz! Na trybunach istne szaleństwo, nasi siatkarze skaczą z radości, Andrea dziękuje im za walkę do końca. 
Również ja postanowiłam podziękować naszym chłopakom, znów przeskoczyłam przez bandę i rzuciłam się na szyję naszemu kapitanowi. 
- Anka, to dzięki tobie! - usłyszałam od Kamila

- Racja, to dzięki Ani! - krzyknął Marcin stawiając mnie na podłodze

- Na cześć Anki, hip hip! - zaczął Andrea

- Hura!!! - wrzasnęli wszyscy reprezentanci.

Poczułam, że moja twarz staje się coraz bardziej czerwona. Było mi głupio, a jednocześnie cieszyłam się jak wariatka.

Ta chwila utkwiła mi w pamięci do końca życia. 
________________________________________________________________________
Wy też nie możecie się doczekać tych siatkarskich emocji na Mistrzostwach Europy? :) 

czwartek, 25 lipca 2013

Epizod X

- Anka, zostaw mnie do jasnej cholery - wrzasnął Kamil biegnąc do autokaru

- Dobrze wiesz, że to nie twoja wina!

- Jak nie moja? A kto zawalił sprawę w trzecim secie, no kto?

- Zrozum, gra cała drużyna nie jeden zawodnik! - krzyknęłam

- Tak, ale jeden zawodnik może zawalić innym całe cztery lata pracy. Ba! Całe życie pracy! Anka, czy ty w ogóle rozumiesz co my przegraliśmy? Co my przegraliśmy przeze mnie? Złoto olimpijskie! A wiesz czym jest złoto olimpijskie dla każdego sportowca? Jest obiektem marzeń, to dla niego te wszystkie wyżeczenia, hektolitry potu wylane na treningach, to dla niego się trenuje, to dla niego się żyje! A ja tak poprostu zniszczyłem wszystkim te lata pracy!

- Kamil - jęknęłam - Proszę, zrozum. Nie grasz tylko ty, gra zespół. Trener zdjął cię przeciesz w trzecim secie, drużyna miała jeszcze szansę w czwartej i piątej partii. Poza tym wy jeszcze niczego nie przegraliście na tych Igrzyskach. Możecie zdobyć jeszcze cenny brąz, prawda?

- Po cholerę mi brąz?! Ja chcę złoto! Rozumiesz? Nie chcę brązu czy srebra, ja chcę złoto!

- Kamil, nikt nie będzie na ciebie czekał! Wsiadaj! - z autokaru krzyknął drugi trener, Andrea Gardini

- I wiesz co ci powiem? Na prawdę jesteś nieodpowiedzialnym gówniarzem! Gówniarzem, dla którego nie liczą się uczucia innych! - wrzasnęłam, kiedy młody środkowy wsiadał do autokaru.

Pośpiesznie odwróciłam głowę i ruszyłam w kierunku mojego samochodu. Czułam wzrok Kamila na moich plecach, ciarki przeszyły całe moje ciało. Kiedy ruszyłam z parkingu zobaczyłam jeszcze jego twarz, pośpiesznie odjechałam więc spod hali.

W wiosce olimpijskiej Kamil unikał mnie jak ognia. To, że chciałam mu pomóc denerwowało go jeszcze bardziej, uważał że musi ze wszystkim poradzić sobie sam.

Mecz o trzecie miejsce miał odbyć się już następnego dnia.
Nasi reprezentanci mieli więc niewiele czasu na zapomnienie o porażce. To, że byli tak blisko nie ułatwiało sprawy, doskonale wiedzieli, że byli o krok od zwycięstwa. Starsi, bardziej doświadczeni gracze zdawali sobie sprawę, że teraz należy zapomnieć o porażce i skupić się na kolejnej bitwie, bo brąz także może przejść nam koło nosa.
Gorzej było z młodszymi zawodnikami, którzy jeszcze przed turniejem nastawili się na złoto.
Najgorzej było z Kamilem, którego w ogóle nie interesowały inne krążki.

W meczu o trzecie miejsce mieliśmy zmierzyć się z reprezentacją Bułgarii, która gładko przegrała z Brazylią.
Nasi siatkarze byli zdecydowanym faworytem w tym pojedynku, choć znalazły się także takie osoby, które przez niespodziewaną porażkę Polaków w półfinale zdecydowały się postawić na Bułgarów.

Przed ostatnim pojedynkiem postanowiłam trochę zmotywować zawdodników.

Na halę przyjechałam wcześniej niż zazwyczaj.
Półtorej godziny przed rozpoczęciem spotkania udałam się do szatni zawodników.
To co tam zastałam, zupełnie nie przypominało mi sytuacji, którą ujrzałam przed kilkoma dniami.
Nasi siatkarze siedzieli w ciszy, rozrzuceni po całej szatni, jakgdyby byli obrażeni na siebie nawzajem i cały otaczający ich świat.

- Co jest, Panowie? - spytałam z impetem zamykając drzwi - Już, budzimy się! Do boju, marsz!

- Anka, co ty pieprzysz? - odezwał się Wojtek

- Co ja pieprzę? Ja nic nie pieprzę, to wy zachowujecie się jak idioci. No już, motywujemy się! - krzyknęłam i podłączyłam do prądu mój radiootwarzacz.

Wybrałam piosenkę AC/DC i podgłośniłam dźwięk.

Z głośników zabrzmiało głośnie Highway to Hell, a pierwszy poderwał się Bartek.

- No co jest, Panowie? Dziewczyna ma rację! Walczymy o brąz, a nie żadne pitu pitu!!! Już mi stąd, wstajemy, przebieramy się szybciej! Dajesz Kamil! No co jest? Co tak zdębiałeś?

- Bartek ma rację! Kamil z ciebie jest facet czy baba? Masz zamiar użalać się nad sobą przez cały dzisiejszy mecz? Przebieramy się, robimy rozgrzewkę, gramy mecz i mamy brąz! Proste? Proste! - krzyknęłam

- Anka dobrze gada. Panowie, nie możemy zawieść naszych kibiców, nie możemy zawieść siebie! - poderwał się nasz kapitan

- Co mi z brązu? - jęknął Kamil

- Jeszcze jedno słowo! - wrzasnęłam - Jak nie zdobędziesz brązu, to możesz być pewien, że już mnie więcej nie zobaczysz! - pogroziłam palcem młodemu środkowemu

- Chłopaki! Do boju! - krzyknął Kamil, a wszyscy siatkarze zebrali się w jednym kółku.

Zaśmiałam się i nie chcąc przeszkadzać chłopakom, po cichu wymknęłam się z szatni.
Poszłam na miejsce przeznaczone dla dziennikarzy i odliczałam minuty do rozpoczęcia spotkania.
_____________________________________________________________________
Czytam=komentuję :)
Znajdź mnie na facebooku :)

środa, 24 lipca 2013

Epizod IX

Atmosfera przed półfinałowym spotkaniem była bardzo napięta.
Nasi siatkarze doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że będzie to ich najważniejszy mecz na Igrzyskach Olimpijskich.
Jeśli wygrają - mają zapewniony medal, jeśli przegrają - wciąż mogą wrócić do Polski z niczym.

Zarówno dziennikarze z Włoch jak i z Polski biegali za zawodnikami i trenerami z prośbami zrobienia wywiadów. Taka gratka nie zdarza się zbyt często - zrobić wywiad na gorąco przed rozpoczęciem półfinałów.
Ja postanowiłam dać naszym zawodnikom święty spokój. Dobrze wiedziałam jak się denerwują, kiedyś sama trenowałam siatkówkę i miałam ogromną tremę nawet przed szkolnymi rozgrywkami.

W dniu półfinału z samego rana wysłałam do redakcji artykuł o przedmeczowej atmosferze, o tym co dzieje się w wiosce i o prognozach na zbliżające się spotkanie. Dołączyłam do tego rozmowy z kibicami, których spotkałam przed wioską olimpijską. Zadowolona z siebie udałam się na stołówkę, gdzie spotkałam naszych siatkarzy.

- Anka, chodź do nas! - krzyknął do mnie Wojtek

- Jesteście pewni? - zaśmiałam się

Zdezorientowani siatkarze spoglądali raz na siebie, raz na mnie.

- Dlaczego nie mielibyśmy być pewni? - spytał Wojtek

- Nie ważne. Jak tam nastroje? - spytałam siadając obok Kamila

- Napięcie rośnie - zaśmiał się Marcin

- Boję się! - krzyknął Bartek

- Ojej, ja nie dam rady! - jęknął Piotrek, a cały stolik dostał nagłego ataku śmiechu

- Bardzo zabawne - skrzywił się Kamil, któremu nie spodobał się żart Nowakowskiego

- Będzie dobrze - uśmiechnęłam się i objęłam ramieniem młodego środkowego

- Czyżbyśmy o czymś nie wiedzieli? - zaśmiał się Marcin

- Debile! - popukałam się w czoło i ruszyłam po moją porcję śniadania.

Wróciłam na swoje miejsce i zabrałam się do spożywania sałatki.
Posiłek zjedliśmy jak najszybciej, we względnej ciszy, ponieważ zawodnicy spieszyli się na poranny trening.

Do meczu zostały godziny... minuty... sekundy.

Napięcie wciąż rosło, cała hala pełna była zarówno polskich jak i włoskich kibiców.
Mocno wierzyłam w naszych chłopaków, wierzyłam w zwycięstwo.

Nasi siatkarze zaczęli z wielkim impetem, rozgromili przeciwnika w pierwszych dwóch setach.
Kiedy wydawało się, że finał jest na wyciągnięcie ręki, coś popsuło się w naszej grze.
Włosi popełniali coraz mniej błedów, kończyli wszystkie swoje akcje, zaczęli dobrze grać blokiem.
My natomiast nie potrafiliśmy skończyć pierwszego ataku, popełnialiśmy coraz więcej błędów w polu serwisowym.
Andrea zdjął z boiska Kamila i wstawił w jego miejsce Grześka Kosoka.
Widziałam złość w oczach młodego środkowego schodzącego z boiska.
Bardzo chciał grać dalej, chciał pomóc drużynie, ale najzwyczajniej to nie był jego dzień.
Przegraliśmy dość wyraźnie trzeciego seta, Anastasi krzyczał na naszych zawodników, pobudzał ich do walki. Wszyscy wiedzieliśmy, że jeśli nie wygramy najbliżej partii, w tie-breaku może zdażyć się dosłownie wszystko.
Pomimo starań trenera nasi siatkarze wciąż mieli w glowach porażkę z poprzedniego seta, kompletnie nie potrafili wejść w nową odsłonę. Już na początku czwartej partii traciliśmy do Włochów 5 punktów, a nasza gra wyglądała coraz gorzej. Przegraliśmy kolejnego seta, w przerwie przed tie-breakiem Andrea zebrał wszystkich zawodników na motywującą rozmowę.
Na hali panował ogromny hałas. Włoscy kibice widząc, że gra ich zawodników się poprawia, uaktywnili się jeszcze bardziej, a włoscy siatkarze wyglądali na jeszcze bardziej zmotywowanych.
Bałam się.
Obawiałam się, że nasi siatkarze nie udźwigną tej presji, że nie poradzą sobie z tą odpowiedzialnością ciążącą na ich barkach.
W piątej odsłonie nasi reprezentanci dali z siebie wszystko. Kamil wciąż siedział na ławce, zaciskając zęby ze złości, smutku i bezsilności.
Czekała nas nerwowa końcówka, całą partię graliśmy punkt za punkt, nie dając odskoczyć Włochom choćby na dwa oczka.
Przy stanie 15:14 dla Włochów, na zagrywkę wszedł Ivan Zaytsev. Nasi siatkarze stanęli we czterech do przyjęcia, Włoch podrzucił sobie piłkę i uderzył w nią z całą mocą.
Cała hala zamarła, polscy kibice modlili się, aby to był aut.
Moje serce biło jak szalone, złapałam się za głowę i oczekiwałam dobrze wykonanej akcji Polaków.
Andrea stanął nieruchomo i wpatrywał się w serwującego Włocha.
Powietrze na hali stawało się coraz gęstrze i cięższe.
Cała Polska zamarła, oczy całego siatkarskiego świata zwrócone były w kierunku naszych reprezentantów.
___________________________________________________________________________
Dzisiaj dodaję wcześniej, bo później nie będę miała możliwości tego zrobić :)
Czytam=komentuję, bo to motywuje : )

wtorek, 23 lipca 2013

Epizod VIII

Ćwierćfinał zakończył się po naszej myśli. Nasi siatkarze bez problemu pokonali reprezentację Rosji 3:1 i awansowali do półfinału, gdzie mieli się spotkać z reprezentacją Włoch.

Kamil swój debiut w wyjściowym składzie mógł zaliczyć do niezwykle udanych. W całym meczu wykonał więcej bloków i zdobył więcej punktów niż sam Marcin Możdżonek, a to było coś.
Pomimo tego sukcesu nie spoczął jednak na laurach, trenował ciężej niż wszyscy co wprowadziło trenera w niepokój. Oprócz ćwiczeń wyznaczonych przez Anastasiego, Kamil cały wolny czas przesiadywał na hali lub siłowni trenując w pocie czoła.
Andrea poprosił mnie o rozmowę z młodym środkowym.

Kiedy udałam się na halę, aby z nim porozmawiać, zastałam go potwornie zmęczonego, leżącego na podłodze.

- Kamil! Nic ci się nie stało? Co ty wyprawiasz? - krzyknęłam i pochyliłam się nad nim

- Nie!!! Nic mi nie jest! Anka, ja wreszcie czuję, że żyję! Czuję, że to co robię ma sens! Anka, ja to kocham! - wrzasnął i przyciągnął mnie do siebie

Poczułam jego spocony policzek na mojej twarzy, jego usta wbiły się w moje i razem odpłynęliśmy w namiętnym pocałunku.

- Kamil, zwariowałeś? Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknęłam odrywając się od młodego środkowego

- Uwielbiam jak się denerwujesz - zaśmiał się

- Jesteś nieodpowiedzialnym gówniarzem! - wrzasnęłam i ruszyłam w kierunku wyjścia

- Dlaczego jestem nieodpowiedzialny? Bo cię pocałowałem? - spytał biegnąc za mną

- Tak! Dlatego, że jestem od ciebie starsza, dlatego że cię prawie nie znam i dlatego że nie szanujesz swojego zdrowia tyrając jak wół na tych treningach - krzyknęłam

- Ale ja uwielbiam trenować! I w końcu widzę, że przynosi to efekty!

- Kamil, czy ty naprawdę nie rozumiesz? - powiedziałam spokojniej przystając obok młodego środkowego - Tymi ponadprogramowymi treningami możesz zrobić sobie krzywdę. Trenuj ciężko, ale pod okiem trenera, proszę cię.

- Czy ty się o mnie martwisz? - zaśmiał się

- Oczywiście, że się o ciebie martwię! Martwię się o was wszystkich!

- Ale o mnie jakoś bardziej?

- Można tak powiedzieć. Jesteś młody i głupi!

- Jestem młody i może głupi, ale wiem że tylko ciężką pracą można osiągnąć szczyt swoich marzeń.

- Zgadza się, ale nie można przesadzać z tą ciężką pracą, rozumiemy się? A teraz zapraszam pana do łóżka.

- Słucham? - zaśmiał się Kamil - Czyli jednak się zdecydowałaś?

- Na co się miałam zdecydować? Zapraszam cię do łóżka na zasłużony odpoczynek. Musisz się przespać.

- Już myślałem...

- Jesteś okropny - zaśmiałam się - Po co ci taka stara baba?

- Nie jesteś stara.

- Tylko w kwiecie wieku - uśmiechnęłam się - No już, wychodzimy z hali - powiedziałam ciągnąc za rękę młodego środkowego

- No dobra... Ale mogę u ciebie?

- Co znowu u mnie?

- Odpocząć, przespać się...

- Z Pawłem? Zawsze! - wyszczerzyłam się

- Dobra, zły pomysł. Lecę do mojego Piotra. Ciał!

- Wariat! - krzyknęłam i udałam się do mojego pokoju.

Położyłam się na łóżku i zastanawiałam się co mam ze sobą zrobić. Wysłałam już do redakcji gotowy artykuł o zbliżającym się półfinale, miałam więc czas wolny aż do końca dnia.

Odpaliłam laptopa, aby spokojnie przejrzeć swoją pocztę.
3 nieprzeczytane wiadomości, wzięłam się więc za nadrabianie zaległości.

Pierwsza wiadomość była od Kaśki. Jak na Kasię przystało, wiadomość była długa i optymistyczna. Dowiedziałam się, że w redakcji przyjęli kolejną osobę na stanowisko dziennikarza zajmującego się siatkówką, ale mogłam być spokojna o swoją pracę. Dowiedziałam się też, że szef rozwiódł się ze swoją żoną, co na pierwszy rzut oka nie było wiadomością optymistyczną, Kasia opowiadając o żonie Krzyśka postarała się jednak o to, aby na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Kolejna wiadomość była od Krzyśka właśnie. Poinformował mnie o nowym współpracowniku i zapewnił że mogę być spokojna o swoją posadę. Ponadto zostałam pochwalona za moje artykuły, ponoć do redakcji przychodzą maile od czytelników, którym podoba się to co robię. O rozwodzie nic nie wspomniał, ale co się dziwić?

W końcu pełna optymizmu przeszłam do ostatniej wiadomości:
"Czy w twoim pokoju przebywa teraz osobnik o imieniu Paweł? Widziałem go przed chwilą przez okno i nie wiem czy ma rozdwojenie jaźni, czy mogę być spokojny :)"

Zaśmiałam się do monitora i pośpiesznie odpisałam: "Możesz być spokojny, odpoczywaj :)", po czym zamknęłam laptopa i odpłynęłam w inny świat, cudowny świat Nicolasa Sparksa. 
_______________________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim epizodem, to naprawdę bardzo motywujące. Dziękuję, za to że jesteście i zachęcam Was do dalszego komentowania :))

poniedziałek, 22 lipca 2013

Epizod VII

Kolejne dni mijały bardzo szybko. Nasi siatkarze wygrali wszystkie kolejne mecze grupowe i bez problemu awansowali do ćwierćfinału, gdzie mieli się zmierzyć z reprezentacją Rosji.

Wszyscy dziennikarze i większość kibiców wątpiła w umiejętności naszych reprezentantów, każdy przypominał sobie nieszczęsny ćwierćfinał sprzed czterech lat.

Sami siatkarze podchodzili sceptycznie do tego meczu.

- To będzie bardzo ciężki bój. Nie jesteśmy faworytami w tym pojedynku - mówił nasz kapitan, Marcin Możdżonek.

Kamil trenował jeszcze ciężej, bardzo chciał znaleźć się w wyjściowej szóstce.
Do Włoch przyleciało czterech środkowych, Piotrek, Marcin, Grzesiek i Kamil. W Polsce zostać musiał Łukasz Wiśniewski, który zmagał się z ciężką kontuzją.
Kiedy Piotrek Nowakowski odniósł kontuzję, trener postanowił dać szansę młodemu środkowemu.

W końcu nadszedł dzień decydującego spotkania.

Kiedy jeszcze spałam, do mojego pokoju wbiegł zdenerwowny Kamil.

- Rany, Anka, ja nie dam rady! - krzyknął i ściągnął ze mnie kołdrę

- Co ty gadasz? Która godzina? - spytałam zaspana

- Człowieku, co ty u robisz o tej godzinie? Weź się ogarnij! - krzyknął Paweł, który spał w łóżku obok

- Do pana nie przyszedłem - odgryzł się Kamil

- Tak, ale ja tu mieszkam.

- Trudno. Słuchaj Aniu, możemy pójść gdzieś w przestronnie miejsce i pogadać?

- Kibel polecam - krzyknął zaspany Paweł

- Przestańcie, błagam was, jest dopiero 6:00! - wrzasnęłam kiedy zobaczyłam zegarek - Kamil, spać nie możesz?

- No właśnie nie i chcę pogadać!

- A co to psycholog? - spytał Paweł

- Byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby mógł się pan nie odzwywać!

- Dobra, przestańcie! Paweł, śpij, a my chodźmy. - postanowiłam zrzucając z siebie kołdrę - nie obrazisz się, jeśli wyjdę na korytarz taka nieogarnięta? - spytałam Kamila

- Nie, co ty, chodź do nas

- Powodzenia! - wrzasnął Paweł

W pokoju Kamila i Piotrka Nowakowskiego zastałam ogromny bałagan.

- Jezu, co tu się stało? - krzyknęłam wchodząc

- Co, gdzie? - spytał jeszcze zaspany Piotrek - ten debil obudził mnie dziś o 5:00, ma szczęście że dzisiaj nie gram!

- No ale ja gram i ja nie dam rady... - krzyknął Kamil siadając na łóżku

- Piotrek, jak się czujesz? - spytałam widząc opatrzoną kostkę środkowego

- Nie jest źle, bardziej jestem wykończony psychicznie przez mojego wspólokatora

- Zero współczucia. Z żadnej strony. Czy wy naprawdę nie rozumiecie że się denerwuje?

- Nie! - krzyknęliśmy niemal równocześnie

- Dziękuję, zawsze można liczyć na przyjaciół.

- Kamil... przecież wiesz, że dasz radę. W razie czego wejdzie za ciebie Kosa, przecież to, że Anastasi wybrał ciebie zamiast jego świadczy o tym, że ci ufa - powiedziałam, siadając obok młodego środkowego

- Kamilo, dasz radę, wierzę że godnie mnie zastąpisz - krzyknął Piotrek - A teraz pozwól, że w cieniu twej sławy i chwały udam się na spoczynek! - powiedział i położył się do łóżka

- Ale ja nie dam rady!

- Jak cię zaraz kopnę w dupę to dasz radę! - krzyknąl Piter - Już mi stąd! Do łóżka albo zmiatasz z tego pokoju! Ja się muszę wyspać, ja jestem uszkodzony!

Zrezygnowany Kamil położył się do łóżka, a ja udałam się do swojego pokoju, aby popracować trochę nad najnowszym artykułem.

Nim spostrzegłam trzeba było udać się na śniadanie, potem na trening chłopaków, aż w końcu na tak długo wyczekiwany mecz.

Godzinę przed rozpoczęciem spotkania weszłam do szatni zawodniów, aby zapytać ich o przedmeczowe wrażenia.
To co tam zastałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jeszcze nigdy nie byłam w szatni zawodników, myślałam że wszystko odbywa się tam na takiej zasadzie jak na wf - przebieramy się jak najszybciej i udajemy się na rozgrzewkę.
Tutaj zawodnicy siedzieli bez koszulek i spodenek i rozmawiali. Ba! Czy to można było nazwać rozmową?
Słowa na k i na ch dominowały wśród konwersacji siatkarzy, z głośników usłyszeć można było na przemian AC/DC i Peję.
Kiedy weszłam żaden z zawodników nie zauważył mojej obecności, szybko się więc wycofałam i udałam się na miejsce przeznaczone dla dziennikarzy.

To co zobaczyłam przed meczem sprawiło, że byłam całkowicie spokojna o wynik dzisiejszego spotkania.
________________________________________________________________________
Dziś chciałabym zrobić eksperyment.
Jeśli ktoś czyta mojego bloga, proszę aby zostawił pod tym epizodem swój komentarz, choćby buźkę.
W ten sposób będę wiedziała czy mam dla kogo pisać :))

sobota, 20 lipca 2013

Epizod VI

Dzień po przegranym meczu atmosfera w wiosce olimpijskiej nie była zbyt dobra.
Siatkarze chodzili przybici, jakby już na starcie zwątpili w siebie.

Postanowiłam udać się do trenera Anastasiego, aby dowiedzieć się jak to wszystko wygląda z jego perspektywy.

Niepewnie zapukałam, Andrea otworzył mi drzwi.

- Mogę przeprowadzić z panem wywiad? - zapytałam po włosku

- Jasne, czyżby nowa pani dziennikarka sportowa? - odpowiedział z uśmiechem

- Tak wyszło.

- Bardzo się cieszę! Lubię polskie kobiety - wyszczerzył się - a jeśli jeszcze mówią tak dobrze po włosku to już całkiem

- Dziękuję bardzo mi miło, możemy zaczynać?

- Jasne

- Wczoraj przegraliśmy z reprezentacją Bułgarii swój pierwszy mecz na Igrzyskach Olimpijskich. Zabrakło nam umiejętności, woli walki, czy może w czymś innym tkwił problem?

- Umiejętności na pewno nam nie zabrakło. Wiem na co stać chłopaków. Wolę walki straciliśmy w ostatnim secie i to nas zgubiło. Myślę, że nasza wczorajsza porażka wynika z braku pewności siebie chłopaków. Oni na prawdę przeżywają każdą porażkę. To także wina was, dziennikarzy. W Polsce niepowodzenia sportowców są bardziej zauważane niż ich zwycięstwa. Żeby mówiło się u was w telewizji o jakimś sukcesie, musi być zdobyty medal. Natomiast żeby uważać coś za porażkę, wystarczy przegrany mecz. Na prawdę nie rozumiem mentalności Polaków pod tym względem, choć wiem, że są też prawdziwi kibice siatkówki, którzy wierzą w moich chłopaków do samego końca.

- Ci prawdziwi kibice stawili się wczoraj na hali w ogromnych ilościach...

- To prawda, polscy kibice siatkówki są niesamowici. Bardzo się cieszę, że przyjechali do mojego kraju w takich ilościach, naprawdę oni bardzo pomagają nam w grze.

- Właśnie, jak pan się czuje grając u siebie?

- Cieszę się, że mogłem przyjechać do Włoch. Kocham ten kraj, bo tu się urodziłem, wychowałem, to z tym krajem wiążą się moje najpiękniejsze wspomnienia. Ostatnio jednak kocham też coraz bardziej Polskę, uwielbiam mój zespół i waszych kibiców. Chciałbym, abyśmy tu, w Rzymie, pokazali na co nas stać!

Potem Andrea opowiedział mi jeszcze o planach na kolejne mecze, o miłości do tenisa i o śmiesznych sytuacjach związanych z polskimi kibicami. Rozmawiało mi się z nim fantastycznie, nim spostrzegłam była już godzina 19:00 i trzeba było udać się na kolację.

Na stołówce dosiadłam się do sztabu szkoleniowego Polski i dalej prowadziłam sympatyczną pogawędkę z Anastasim.

- Na prawdę miło mi się z panią rozmawiało, zupełnie nie jak z dziennikarką - powiedział, kiedy udawaliśmy się do swoich pokoi

- Mam traktować to jako komplement? Dziękuję - uśmiechnęłam się

- Na prawdę świetnie mówi pani po włosku

- Dziękuję, do jutra - odpowiedziałam i udałam się do swojego pokoju.

Paweł przepadł gdzieś po kolacji, miałam więc święty spokój i cały pokój dla siebie.
Rozłożyłam się na łóżku, redagując wywiady, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

- Można? - w drzwiach ujrzałam Kamila

- Można - odparłam zdziwiona. Kogo jak kogo, ale jego się tutaj nie spodziewałam

- Masz chwilę? - spytał

- Nie bardzo, muszę jeszcze wysłać te wywiady.

- W takim razie ci potowarzyszę.

- Coś się stało?

- Nie, dlaczego?

- No wiesz, nie spodziewałam się tutaj ciebie.

- Po prostu przyszedłem pogadać...

- Nie kłam - uśmiechnęłam się

- No dobra, słuchaj, co ty myślisz o mojej grze? - spytał

- Słucham?! - spytałam zdziwiona - Chyba pomyliłeś pokoje, Andrea mieszka dwa pokoje dalej...

- Nie, nie pomyliłem. Widziałaś nasze treningi, wiesz mniej więcej na co mnie stać. Zależy mi na twojej opinii. Jak myślisz, trafię kiedyś do szóstki?

- Mocno w to wierzę - uśmiechnęłam się

- Serio?

- Serio, serio. Jesteś jeszcze bardzo młody, a grasz świetnie.

- Dziękuję - zaczerwienił się, co wywołało u mnie atak śmiechu

Nim się spostrzegliśmy była już 22:00, a ja nie wysłałam jeszcze wywiadów.
Pawła wciąż nie było, a ja beztrosko rozmawiałam sobie z Kamilem.

Moja praca była przyjemniejsza niż się spodziewałam.
________________________________________________________________________
W podzięce za wszystkie komentarze i odwiedziny na moim drugim blogu, wstawiam Wam kolejny epizod :)
P.S. Jeżeli podobają się Wam epizody, zachęcam do komentowania i korzystania z nowej opcji "Lubię to" :)

czwartek, 18 lipca 2013

Ogłoszenie parafialne

Zapraszam wszystkich, którzy interesują się siatkówką, na mojego nowego bloga http://siatkowkajestsportemdlainteligentnych.blogspot.com/.
A tam moje opinie na temat polskiej siatkówki, najnowsze wieści ze świata volleyballa z przymrużeniem oka :)
Zapraszam do komentowania, bo wiem że potraficie :)

sobota, 13 lipca 2013

Epizod V

Dni spędzone w wiosce olimpijskiej mijały w zastraszająco szybkim tempie.
Nawet nie spostrzegłam kiedy nadszeł dzień, w kórym nasi siatkarze rozgrywali swój pierwszy mecz.
Odbiór akredytacji na to wydarzenie był dla mnie przeżyciem porównywalnym do ceremonii otwarcia.
Po raz pierwszy będę oglądała spotkanie siatkarskie z tak bliskiej perspektywy, po raz pierwszy będę musiała biegać za zawodnikami z próbą zrobienia wywiadu. Po raz pierwszy też będę pracowała sama, Paweł pojechał na Stadion Olimpijski śledzić zmagania naszych lekkoatletów, a cała odpowiedzialność związana z siatkówką w naszej gazecie spadła na mnie i na naszego fotografa.
O godzinie 19.00 byłam już na miejscu. Do rozpoczęcia spotkania pozostała już tylko godzina, zajęłam więc swoje miejsce i zaczęłam notować to co widzę.
Nasza gazeta postanowiła poświęcić siatkówce sporo miejsca, po każdym meczu miał być pisany oddzielny duży artykuł, zawierający moje wrażenia podczas meczu, urywki wywiadów z zawodnikami i trenerem oraz spostrzeżenia polskich kibiców po meczu. Ci ostatni istotnie nie zawiedli i pojawili się w Rzymie w ogromnych ilościach.
Poza tym trzeba było jeszcze zebrać wywiady na naszą stronę interentową, czekało mnie więc sporo pracy.
19:15 - nasi siatkarze wychodzą na rozgrzewkę, wyglądają na zmotywowanych, zaraz za nimi pojawiają się też gracze z Bułgarii.
20.00 - zaczyna się oficjalna ceremonia, zostają odśpiewane hymny. Na hali czuć atmosferę polskiego kibicowania, nasz hymn spokojnie mógłby być odśpiewany a capella.
20.05 - rozpoczynamy spotkanie!
Początkowo notowałam sobie wszystko co dzieje się na boisku, potem pomyślałam jednak że to bez sensu, lepiej skupić się na emocjach związanych ze spotkaniem, a wtedy artykuł sam się napisze.
Nasi zawodnicy rozpoczęli źle, tracili punkty, ale wciąż mieli w sobie wolę walki.
Przegrali pierwsze dwa sety, a ja powstrzymywałam się od okazywania emocji burzących się we mnie.
Spojrzałam na innych dziennikarzy. Jedni przysypiali, inni patrzyli ze znudzeniem. Tylko polscy dziennikarze wyrażali szczere zainteresowanie tym spotkaniem.
Czas na trzeciego seta, gra wyraźnie się nam nie klei, ale dzięki błędom przeciwników wygrywamy tę partię.
Set czwarty był pokazem siły Bułgarów. Nasi siatkarze stracili wolę walki, zostali zmiaźdżeni potężną zagrywką przeciwnika.
Andrea krzyczał na naszych zawodników, pobudzał ich do walki, ale to nic nie dało. Przegraliśmy ostatniego seta do 14, a cały mecz 1:3.
Po zakończeniu spotkania przypomniałam sobie, że muszę zebrać wywiady, nie było to łatwe, zawdonicy nie kwapili się do rozmów po tak zepsutym spotkaniu.
W końcu udało mi się namówić Wojtka na rozmowę, zrobił to niechętnie, najprawdopodobniej z grzeczności

- Wojtek Wysocki, nasz rozgrywający. Wojtku, powiedz co się stało?

- Nie wiem... Przed spotkaniem wszystko wyglądało dobrze, potem nie dość że zgubiliśmy naszą grę, straciliśmy też wolę walki. Kompletnie nie wiem co się stało.

- Może to stres związany z pierwszym meczem na tak ważnej imprezie?

- Nie wiem, może... Na naszym poziomie to nie powinno mieć znaczenia, może w pierwszym secie tak, ale nie w całym meczu. Totalnie zawaliliśmy sprawę.

- Jak myślisz, czy w następnych spotkaniach nasza gra będzie wyglądała lepiej?

- Mam nadzieję, że tak się stanie, bo już gorzej być nie może.

- Na pewno będzie lepiej, wszyscy kibice w Was wierzą...

- Wiem, widziałem ten tłum Polaków... Czuliśmy się jakbyśmy grali u siebie. Proszę, nie zwątpijcie w nas po jednym meczu. My damy z siebie wszystko, my tu jeszcze powalczymy.

- Myślę, że o kibiców nie musicie się martwić, oni w was nigdy nie zwątpią. Może musicie po prostu uwierzyć w siebie?

- Faktycznie Igrzyska Olimpijskie nigdy nie układają się po naszej myśli... Cały czas wracamy do poprzednich porażek zamiast patrzeć do przodu, ale tego nie wyrzuci się tak łatwo z głowy... Te porażki zostaną w nas do końca życia, ale postaramy się zatrzeć po nich ślad naszymi wygranymi.

- Dziękuję za rozmowę, życzę wam wielu wygranych

- Dziękuję.

- Uff, pierwszy wywiad za mną - odetchęłam kiedy wyłączyłam już dyktafon

- Jak wyszło? - spytał Wojtek

- Jest ok, trochę pozmieniam i będzie super! A co do meczu, to ja w was wierzę - uśmiechnęłam się

- Dzięki, przynajmniej ty.

- Jak to? Wiele osób w was wierzy...

- Zobaczysz jutro te nagłówki w prasie: "Dali ciała już w pierwszym spotkaniu", albo coś takiego

- Ja takiego nagłówka na pewno nie wymyślę

- A jaki wymyślisz?

- Zobaczysz jutro, biegnę porozmawiać z kibicami, zobaczymy się w wiosce, trzymaj się! - uśmiechnęłam się i podbiegłam do grupki kibiców.

Około 2:00 w nocy wysłałam do redakcji gotowy artkuł pod tytułem: "Damy z siebie wszystko, my tu jeszcze powalczymy." i zmęczona położyłam się spać.

To był ciężki dzień.
__________________________________________________________________________
Miałam dodawać epizody codziennie, mam napisane kilka części, ale to wszystko zmierza w stronę coraz większej tandety. Przepraszam, na razie zawieszam bloga, bo to bez sensu.
Było mi bardzo miło spędzić z Wami te ostatnie tygodnie.
Dziękuję! :)

piątek, 12 lipca 2013

Epizod IV

- Wstajemy!!! - ze snu zbudził mnie mój współtowarzysz wyprawy, Paweł.

Na miejsce przylecieliśmy dzień przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich. Zamieszkaliśmy w wiosce olimpijskiej razem z zawodnikami, ale organizatorzy nie popisali się i przydzieli nam wspólny pokój, co wywołało ogóle rozbawienie wśród tłumu innych dziennikarzy.

- Jezu, która godzina? - półprzytomna spojrzałam na Pawła

- Już 9.00 moja panno, zostało nam 9 godzin na przeprowadzenie wywiadów, napisanie pierwszego artykułu i wyszykowanie się na ceremonię otwarcia.

- O Boże... - jęknęłam - Spać!

Na miejsce dotarliśmy późnym wieczorem, potem miałam problem z zaśnięciem. W efefekcie zasnęłam nad ranem i to, że wstałam tak późno nie oznaczało że byłam wyspana

- Od czego zaczynamy? - spytałam wciąż zaspana

- No przecież od śniadania, wstawaj - krzyknął i zdjął ze mnie kołdrę - masz 10 min, ja już tam lecę, bo jestem potwornie głodny!

Pośpiesznie wstałam, ubrałam się, zrobiłam sobie lekki makijaż i zbiegłam na dół, na stołówkę.
Pierwszy raz zobaczyłam w całości ten tłum ludzi. Początkowo trochę mnie to przeraziło, później jednak przypomniałam sobie że jestem w końcu na wielkiej imprezie.
Sportowcy spożywali posiłek razem z dziennikarzami, wród tego całego tłumu nie mogłam namierzyć Pawła.

- Anka? To ty?! - nagle usłyszałam czyjś krzyk

- Wojtek? Jezu, nie sądziłam że cię jeszcze kiedyś spotkam, panie siatkarz!!!

- No chodź tu do mnie! Rany, jak ja cię dawno nie widziałem! Co tu robisz?

- Jestem dziennikarką. Zajmuje się siatkówką właśnie! - uśmiechnęłam się i podbiegłam do miłości moich młodzieńczych lat

- Poznaj chłopaków: Kuba Jarosz, Grzesiek Kosok, Bartek Kurek, Michał Winiarski i Kamil Kamiński! Chłopaki, to moja dawna miłość, Anka!

- No człowieku, widzę że zawsze miałeś gust! Witam piękną panią, Kamil Kamiński jestem - młody, wysoki brunet uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.

Zrobiłam się cała czerwona, co wywołało poruszenie wśród innych siatkarzy.

- Dlaczego się ze mną nie kontaktowałaś? - zapytał Wojtek

- Tak jakoś wyszło - uśmiechnęłam się

- Wystawiła cię, uuu... - zaśmiał się Kamil

- Ej, nieprawda! Nie wystawiłam, po prostu nie miałam po co dzwonić - bąknęłam

- Jak to nie miałaś po co? - zdziwił się Wojtek

- Dobra, nie ważne, miło było poznać - uśmiechnęłam się do siatkarzy i udałam się dalej szukać Pawła

Okazało się, że mój współpracownik usiadł z innymi dziennikarzami  i nie było dla mnie miejsca
Poszłam więc po swoją porcję śniadania i usiadłam przy wolnym stoliku.

- Przepraszam za Kamila - nie wiadomo skąd tuż obok mnie znalazł się Wojtek

- Nie ma sprawy - uśmiechnęłam się - bardzo miły chłopak

- Młody i jeszcze nic nie wie o życiu. Mogę się dosiąść?

- Jasne, jeśli tylko masz ochotę

- To opowiadaj, co tam u ciebie - zaczął

- U mnie? Nic. Pustynia.

- E tam, przesadzasz - uśmiechnął się - no pochwal się gdzie pracujesz

- Przegląd Sportowy

- I u ciebie niby pustynia? Przecież to elitarna gazeta! A ty jesteś jej częścią!

- Oj, Wojtek, dobrze wiesz o co mi chodzi. Mam 30 lat, nie mam męża, dzieci, przyjaciół. Nie mam nic. Nawet kota wydałam sąsiadce.

- Jak zwykle przesadzasz. Zobacz ilu chłopaków się na ciebie rzuciło! Nawet najmłodszy, a to chyba dobry prognostyk - zaśmiał się

- On mógłby być moim synem...

- I znów przesadzasz... No chyba, że hajtałaś się w wieku 8 lat?

- Nie... - zaśmiałam się - chyba nie. A u ciebie co ciekawego? Masz rodzinkę?

- Mam cudowną żonę Alicję, córeczkę Madzię i synka Wojtusia

- O proszę, widzę że tatuś wpadł w samozachwyt - zaśmiałam się

- Myślałem, że mi pogratulujesz czy coś... A ty jak zwykle wredna.

- Nieprawda! Gratulacje!

- Anka, jedz szybciej, wywiady się same nie zrobią! - rozmowę przerwał nam Paweł

- Przepraszam, moja wina - Wojtek podniósł ręce do góry w geście przeprosin - proszę jej nie bić!

- Spokojnie, już my się policzymy - zaśmiał się Paweł i udał się w kierunku schodów

- Za minutę do ciebie dołączę - krzyknęłam i wzięłam się za jedzenie.

___________________________________________________________________________
Jednogłośnie stwierdziłyście, że wolcie aby epizody dodawane były codziennie, więc teraz męczcie się z moimi głupotami każdego dnia :)
P.S. Dzisiaj mecz!!!

czwartek, 11 lipca 2013

Epizod III

Pomimo moich obaw, dostałam tę pracę bez większego problemu.

Mój pracodawca okazał się być bardzo miłym facetem, pomógł mi nawet znaleźć mieszkanie w centrum Warszawy.
Nie było to nic specjalnego - dwa pokoje i kuchnia - ale czego więcej było mi trzeba? Mieszkałam przecież sama.
Stwierdziłam, że wynajem nie będzie zbyt dobrym rozwiązaniem, postanowiłam więc kupić mieszkanie na własność.
Kosztowało mnie to dużo więcej niż przewidywałam, wydałam całe pieniądze ze sprzedaży swojego poprzedniego mieszkania oraz całe oszczędności życia. Tak to jest, kiedy chce się mieszkać w samym centrum.
Niechęć do jazdy samochodem wzięła górę, poza tym czułam się głupio jeżdżąc po stolicy starym Punto, a kupować nowego samochodu nie miałam zamiaru.

Nawet nie zauważyłam, kiedy minął tydzień od mojej rozmowy kwalifikacyjnej. Razem z moim pracodawcą stwierdziliśmy, że wystarczy mi 7 dni na przeprowadzkę, zaaklimatyzowanie się i urządzenie w nowym mieszkaniu.
W rzeczywistości po trzech dniach byłam gotowa do podjęcia nowej pracy, moje mieszkanie było przecież całkowicie urządzone, nie miałam w nim zbyt wiele roboty.

W końcu nadszedł tak długo oczekiwany pierwszy dzień w pracy.
Bałam się, a jednocześnie nie mogłam doczekać.

Niepewnie weszłam do gmachu redakcji, przywitałam się z panem ochroniarzem i wjechałam windą na górę, aby udać się do gabinetu mojego pracodawcy.

- O, Aniu, jesteś! - zawołał, widząc mnie na korytarzu

Wspólne szukanie mieszkania i pasja do siatkówki zbliżyły nas do siebie na tyle, że postanowiliśmy mówić sobie po imieniu.

- Jestem, trochę się boję - odparłam niepewnie

- Nie ma się czego bać, chodź zaprowadzę cię do twojego gabinetu. Będziesz pracowała razem z Kasią, bardzo sympatyczna babka, tylko trochę za dużo mówi.

Odetchnęłam z ulgą, ktoś kto dużo mówi był dla mnie kompanem idealnym, w jego towarzystwie nie musiałam się silić na rozkręcanie rozmowy.

- Kasiu, poznaj to jest Ania. Aniu poznaj, to jest Kasia. - Krzysiek, bo tak miał na imię mój pracodawca, przedstawił nas sobie nawzajem - No to co drogie panie, zaczynamy pracę! Nie będę wam już przeszkadzał, w razie czego wiecie gdzie mnie szukać - odparł i wyszedł z naszego gabinetu.

- Cześć Aniu! - zaczęła moja współpracowniczka - miło mi poznać! Denerwujesz się pewnie? Spokojnie, będzie dobrze, Krzysiek jest niezwykle sympatyczny, nic ci się tu nie stanie! A wiesz może czy od razu będziesz miała jakąś akredytację? Pewnie tak, Krzysiek mówił że jesteś świetna! Wiesz, ta Gośka, ta co pracowała tu przed tobą, ona w ogóle nie znała się na tym co robi. Raz to nawet przeprowadzała wywiad z Kubiakiem, a była przekonana że rozmawia z Igłą. Wiesz co to było, kiedy zapytała go kiedy odda swoje miejsce Zatorskiemu? Dziku się zdenerwował i jak to on, przerwał rozmowę. Mówię ci, cyrk na kółkach. Ale Aniu, dlaczego ty nic nie mówisz?!

- Nie mam jak, cały czas nadajesz - uśmiechnęłam się

- No tak, przepraszam, to moja największa wada. Wiesz, jak ja się rozgadam to już nie ma zmiłuj, a jak zacznę mówić o tym co kocham, czyli na przykład o siatkówce, to już w ogóle mogę gadać całymi godzinami. Ale wiesz, ludzie mówią, że w zawodzie dziennikarza to niezwykle potrzebne jest. No i faktycznie, pracuję tu już 8 lat i nie zamierzam przestać. A ty gdzie pracowałaś wcześniej? Przepraszam, że tak prosto z mostu zapytam, ale ja już tak mam, ile ty masz w ogóle lat? Bo wiesz, nie wiem czy mam czuć się staro czy młodo, czy jak.

- Możesz czuć się młodo, mam już trzydziestkę na karku - wyszczerzyłam się - A wcześniej pracowałam w
zwykłej redakcji w małym miasteczku, nic specjalnego - posmutniałam, przypominając sobie moje nudne życie.

- I co? Jak było? O czym pisałaś? Bo wiesz, ja zaraz po studiach też pracowałam w takiej jednej redakcji, ale to nie dla mnie. Ja muszę przeprowadzać wywiady, nie nadaję się do tego, żeby tylko pisać nudne artykuły. Ja rezolutna babka jestem i nie martw się, jestem od ciebie starsza. Mi już stuknęło 35 lat. Wiem, dużo. Ale mam już męża, dwójkę dzieci. Czego chcieć więcej? A ty masz męża i dzieci? Czy raczej stawiasz na karierę? Bo wiesz, potem to już może być za późno na to wszystko.

Natłok pytań zadanych przez moją współpracowniczkę mnie przeraził, nie wiedziałam od czego mam zacząć. W życiu nie spotkałam jeszcze tak gadatliwej osoby.

- Nie mam męża ani dzieci. Może zacznijmy już pracę? Powiesz mi co mam robić?

- Ach, w takim razie przepraszam, że o to spytałam. Dzisiaj musisz napisać artykuł o zbliżających się Igrzyskach Olimpijskich. Wiem, że któraś z nas będzie musiała pojechać tam na miejsce, do Włoch.
Dzisiaj do napisania jest taki wstęp, później to wszystko będzie pisane w formie takich krótkich felietonów, wiesz w sensie co się dzieje tam na miejscu itp. Tam gdzieś w komputerze masz potrzebne materiały do napisania tego artykułu. A co do tego wyjazdu, Krzysiek nie powiedział jeszcze która z nas jedzie. Ja to w sumie wolałabym zostać tu na miejscu, bo wiesz, dzieci i te sprawy. Ale jak mi każe jechać to też nie będę płakać.

- Anka! - mój pracodawca wpadł do naszego gabinetu - pojedziesz na Olimpiadę?

- O wilku mowa - zaśmiała się Kaśka

- Ja? Nie wiem czy dam radę, dopiero zaczynam. Może niech lepiej Kasia pojedzie - uśmiechnęłam się

- Nie, to było raczej pytanie retoryczne. Kaśka pojedzie do Irka Mazura, bo musimy zacząć w końcu robić to specjalne wydanie siatkarskie. A wyjazd do Włoch będzie dla ciebie wspraniałym sprawdzianem. Przy okazji możesz zwiedzić kawał świata. Dasz radę, wierzę w ciebie! Widziałem twoje poprzednie artyukuły, jesteś naprawdę świetna!

- Dziękuję...

- Pojedziesz?

- Pojadę - zdębiałam i nie wiedziałam co powiedzieć.

- Wyjazd za dwa dni, jutro cię przeszkolę o co pytać, na co zwrócić uwagę. Razem z tobą wysyłamy tłum innych dziennikarzy. Ciebie pokieruje Paweł, który będzie zajmował się lekkoatletyką. On pomoże ci, kiedy będziesz miała jakiś problem. Do zobaczenia! Miłej pracy - powiedział i wyszedł z gabinetu.

W życiu nie spodziewałam się, że pierwszy dzień w pracy skończy się dla mnie tak pomyślnie.
_________________________________________________________________________
Wolicie, aby epizody dodawane były codziennie czy tak jak do tej pory? :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Epizod II

Po raz kolejny siedziałam w nudnej pracy i pisałam kolejny nudny artykuł, wyobrażając sobie jak cudownie byłoby być teraz w redakcji Przeglądu Sportowego.
Pisałabym o tym, co kocham, miałabym frajdę z wyjazdów na mecze.
Dobrze, że odważyłam się wysłać to zgłoszenie, przynajmniej nie mogę zarzucić sobie że nie próbuję. Już nawet nie liczę, że ktoś zadzwoni, minęło już tyle czasu, na pewno zignorowali moją ofertę. 

Dni mijały powoli, jak zwykle nic się nie działo. Pewnego popołudnia, kiedy straciłam już resztki nadziei, ktoś zadzwonił do mnie z informacją zwrotną.
Okazało się, że zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną, a ja wprost nie mogłam w to uwierzyć.

- Dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panią Anną Nosowską? - ze słuchawki przemówił do mnie głos jakiegoś faceta

- Tak, przy telefonie - odparłam niepewnie

- Czy to pani wysłała nam swoje CV? - zapytał

- Owszem - odparłam, domyślając się powoli o co chodzi

- Świetnie, czy mogłaby pani przyjechać jutro na rozmowę kwalifikacyjną?

- Jasne... Tak... To znaczy, oczywiście że tak - jeszcze nie docierała do mnie ta informacja

- W takim razie do zobaczenia jutro o 12:00 - odparł mily facet

- Dziękuję bardzo! Do widzenia. - grzecznie się pożegnałam i odłożyłam słuchawkę.

Cholera, cholera... Nie wierzę... Ale pewnie i tak mnie nie przyjmą!
O Boże, co ja zrobię z kotem?  Co tam kot, gdzie ja będę mieszkać kiedy mnie przyjmą, przecież stąd do Warszawy jest jakieś 100 km, nie mogę codziennie dojeżdżać... Ale nie.. i tak mnie nie przyjmą... Matko, w co ja się wkopałam - zaczęłam panikować.

Chwila, ale w co ja się jutro ubiorę? - panikowałam dalej - przecież muszę się też umalować, ja nawet nie mam kosmetyków!

Pognałam do szafy i wygrzebałam białą bluzkę oraz czarną spódnicę jeszcze z czasów liceum.
Przymierzyłam, całość leżała idealnie.
Jestem jaka jestem, ale przynajmniej nie roztyłam się na starość - pomyślałam
Do całego stroju dobrałam czarne szpilki, przebrałam się w piżamę i zadowolona z siebie położyłam się spać.
Następnego dnia rano odwiedziłam jeszcze sklep i kupiłam potrzebne kosmetyki.

O 10:00 byłam już ubrana i umalowana.
Wyszłam z domu, nogi trzęsły mi się okropnie. Bałam się jak cholera.
Bałam się, że nie dostanę tej pracy. Bałam się także tego, że kiedy nawet mnie przyjmą, nie odnajdę się w nowym środowisku, nie będę potrafiła wykorzystać swojej szansy. Znowu. Jestem specjalistką od komplikowania sobie sytuacji, nigdy moje życie nie układało się po mojej myśli. Nawet kiedy chodziłam do szkoły, pani mówiła że mam zawsze pod górkę, zawsze brakowało mi tego punkta do wyższej oceny. To zawsze to mi przydarzały się najgorsze historie, pomimo że moje życie od zawsze przypomina pustynię. To ja przewracałam się w drodze do sklepu, to ja przycinałam sobie palce drzwiami do pokoju, to ja spaliłam czajnik gotując wodę.
Na egzaminie na prawo jazdy to również ja potrąciłam kobietę, komplikując sobie kolejne miesiące życia.

Do tej pory jazda nie była moją najmocniejszą stroną, wolałam poruszać się na piechotę, kiedy miałam udać się gdzieś autem, przeżywałam ogromny stres. Nie wyobrażałam sobie jednak, aby udać się na rozmowę kwalifikacyjną pociągiem, przecież w CV miałam wpisane posiadanie prawa jazdy.

Z podwojonym stresem wsiadłam więc do samochodu, odpaliłam go i głęboko westchnęłam.
Czas zacząć walkę o nowe, lepsze życie.
 
                                                                  ***

Dokładnie o 11.47 zaparkowałam moje Punto pod gmachem redakcji. Mały, niepozorny samochód prezentował się śmiesznie wśród innych, luksusowych aut.

Otoczenie redakcji w niczym nie odbiegało od moich wyobrażeń.
Zabiegani ludzie, wybrukowane ulice, luksusowe samochody.
Nie byłam do końca przekonana do tego otoczenia, ale chęć dzielenia się z ludźmi pasją do sportu zwyciężyła.

Wzięłam dwa głębokie wdechy i wyszłam z parkingu, w kierunku redakcji.
Wchodząc po schodach potknęłam się o własne nogi i wyrżnęłam niezłego orła.
W ostatniej chwili oparłam się na swoich rękach, chroniąc dzięki temu twarz przed bliskim kontaktem ze schodami.
Moim potknięciem zwróciłam na siebie uwagę zabieganych przechodniów. Jedni się podśmiewali, inni patrzyli z niesmakiem.
Cholera, czy to zawsze mi muszą przydarzać się takie rzeczy?

Pewnien mężczyzna najwyraźniej przestraszył się co mi się stało.

- Proszę pani, nic pani nie jest? - zapytał podając mi rękę

- Nie, nic mi nie jest. Przepraszam. - pośpiesznie wstałam otrzepując się po upadku.

- Na pewno? - spytał łagodnie

- Tak, proszę dać mi spokój, śpieszę się! - warknęłam i pognałam w kierunku drzwi.

Niepewnie weszłam, rozejrzałam się, odetchnęłam.
Jasna, przestronna przestrzeń, przeszklony dach, ludzie w krawatach. Jestem w raju!

- A może w czymś pani pomóc? - ze snu obudził mnie mój znajomy ze schodów, który nie wiadomo skąd znalazł się tuż przy mnie.

- Tak, gdzie jest pokój nr 138? - spytałam już teraz nieco spokojniej

- 3 piętro, czwarty gabinet po lewej stronie. Tam jest winda - odpowiedział, wskazując na windę znajdującą się niedaleko nas - Może panią zaprowadzę?

- Dziękuję, poradzę sobie.

- Na pewno? Jadę tam gdzie pani.

- Cholera, czego się tak pan uczepił?! Pójdę w takim razie schodami - warknęłam i pewnym krokiem ruszyłam do celu.

W pokoju nr 138 nie zastałam nikogo. Bezradnie usiadłam więc na krześle stojącym na korytarzu, a moim oczom ukazał się ten sam znajomy facet.

- Pan mnie śledzi?! - spytałam zrywając się z krzesła

- Nie, mówiłem że idę w tą samą stronę co pani. Chcę przeprowadzić z panią rozmowę kwalifikacyjną - odpowiedział z uśmiechem otwierając drzwi - Zapraszam.

Z niedowierzaniem spojrzałam na mojego pracodawcę, zrobiłam się cała czerowna i niepewnie weszłam do gabinetu.

Tym razem spaliłam się już na starcie.
__________________________________________________________________________
Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! :)

czwartek, 4 lipca 2013

Epizod I

Kolejne dni mijały bardzo spokojnie. Jak zwykle nic się nie działo, jak zwykle chodziłam do nudnej pracy, jak zwykle spotykałam gburowatego naczelnego.

W pewne niedzielne popołudnie, kiedy siedziałam w domu, po raz kolejny oglądając Titanica, w moje ręce wpadła jakaś gazeta. Pośpiesznie przejrzałam plotki z życia gwiazd, potem zajrzałam do programu telewizyjnego.

Zaraz rozpocznie mecz Polska-Brazylia, finał Mistrzostw Świata. Pomyślałam, że chętnie obejrzę, przecież kochałam siatkówkę. Kiedyś mogłam codziennie oglądać mecze, uwielbiałam kibicować.
Z biegiem czasu wszystko zaczęło być mi coraz bardziej obojętne, także moja pasja.

Punkt osiemnasta zaczęła się transmisja wyczekiwanego przeze mnie spotkania.
Nasi siatkarze grali w Spodku, kibice jak zwykle a cappella odśpiewali hymn. Przypomniała mi się moja pierwsza wyprawa na mecz, pierwsze ciarki, pierwsze marzenia o byciu dziennikarką sportową.

Spotkanie zaczęło nabierać rozpędu. Nasi siatkarze grali słabo, Brazylijczycy wprost zmiażdżyli ich w pierwszym secie.

No dalej - krzyczałam - Przecież potraficie!

Wstałam z kanapy, podeszłam bliżej telewizora i usiadłam na podłodze.
Przez całego drugiego seta mocno zaciskałam pięści, przypomniały mi się emocje towarzyszące Mistrzostwom Świata, Europy, Lidze Światowej. Przypomniałam sobie jak bardzo kocham siatkówkę.

Dlaczego do jasnej cholery to życie tak zmienia człowieka? Dlaczego z biegiem czasu traci się najważniejsze wartości?

W drugim secie nasi siatkarze jakby trochę się przebudzili, ale nie dali rady świetnie grającym przeciwnikom.
Przegrali. Wstałam z miejsca, pobiegłam do szafy i wygrzebałam z niej stary szalik, który zawsze towarzyszył mi na siatkarskich arenach. Założyłam go na szyję i znów mocno zacisnęłam pięści.

Dalej, dacie radę! - krzyczałam.

Trzeci set należał do naszych siatkarzy. Brazylijczycy po dość łatwo wygranych dwóch setach nie wiedzieli co się dzieje. Do tej pory grali bardzo dobrze, a nagle przegrali seta do 16.
Czwarta odsłona. Musimy to wygrać! Przegrywamy 23:20, Bartmanowi wyraźnie nie idzie. Anastasi wpuszcza Jarosza, ten posyła asa, potem świetnie kończy dwie akcje z rzędu. Mamy 23:23!

Musimy! Chcemy! Damy radę!

Następna piłka, tym razem Kurek kończy świetnym atakiem! Piłka setowa, na zagrywce znów Kuba Jarosz i znów as! Mamy tie-breaka, potrafiliśmy wyjść z beznadziejnej sytuacji, nie zepsujmy tego!

W mojej głowie kłębiły się różne myśli, strach i niepokój mieszały się z radością i euforią. Sama złapałam się na tym, jak wiele dla mnie znaczą te emocje, jak wiele znaczy dla mnie moja pasja.
Czas na tie-breaka! Żeby tylko Brazylijczycy nie odskoczyli nam na samym początku.

No co ty robisz?! Mogłeś przecież obrócić do prostej! - krzyczałam, kiedy Winiarski posłał piłkę na aut, atakując w bardzo dogodnej sytuacji.

8:7, zmiana stron. Moje serce biło jak szalone, marzyłam o wygranej, nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo na czymś mi zależało.

Musicie! Wierzę w Was! - krzyczałam

14:12, mamy piłkę meczową. Anastasi wpuszcza Ruciaka, a ten w swoim stylu posyła asa! Jesteśmy Mistrzami Świata! Na trybunach istne szaleństwo, siatkarze skaczą z radości, a ja cieszę się razem z nimi!

Coś nieprawdopodobnego, przegrywaliśmy 0:2 i wygraliśmy 3:2! I co teraz powiedzą ci wszyscy, którzy zwątpili w naszych reprezentantów po kilku porażkach w zeszłym roku?

Odpaliłam laptopa, byłam ciekawa co na to ci wszyscy niedowiarkowie.
Dawno nie odwiedzałam serwisów sportowych, pierwszą stroną jaka przyszła mi na myśl była strona Przeglądu Sportowego.

"Niemożliwe stało się możliwe! Nasi siatkarze udowodnili wszystkim, że każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę!" - krzyczał do mnie ogromny tytuł.

Nagle włączyła mi się reklama - "Chcesz dołączyć do naszego teamu i zostać ekspertem w dziedzinie siatkówki? Jesteś osobą młodą, posiadasz wykształcenie dziennikarskie, masz głowę pełną pomysłów? Ta praca jest idealna dla ciebie! Wyślij nam swoje zgłoszenie na maila....."

Początkowo jak zwykle zignorowałam wyskakujące okno, potem jednak dotarła do mnie treść, którą niosła owa reklama.
Czy to jakiś znak? - pomyślałam - Może warto spróbować, w końcu każda pasja może pokonać nawet największą katastrofę.
______________________________________________________________________
Przepraszam, że dodaję już dziś, ale jutro nie będę miała możliwości tego zrobić.
Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze i prawie 600 wyświetleń! Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania moją historią :)
Jeżeli chcecie być na bieżąco, zapraszam tutaj: https://www.facebook.com/KazdaPasjaMozePokonacNawetNajwiekszaKatastrofe?ref=hl
Kolejny epizod powinien pojawić się już w poniedziałek.
P.S. Już jutro mecz!

niedziela, 30 czerwca 2013

Prolog

1 czerwca 2013r.
Idę jak zwykle zatłoczoną ulicą, jak zwykle nic mnie nie obchodzi, jak zwykle nie zważam na otaczający mnie świat.
Jak zwykle wejdę do szarej redakcji, jak zwykle będę musiała napisać artykuł o jakimś gburowatym facecie, któremu ukradli krowę, jak zwykle będę odliczała godziny, minuty, sekundy do godziny szesnastej. 
Wyjdę z pracy i jak zwykle leniwie udam się do domu, w którym nie czeka na mnie nikt, oprócz kota.
Jak zwykle zjem na obiad frytki, jak zwykle usiądę na mojej zwyczajnej kanapie i jak zwykle obejrzę kolejny nudny serial.
Potem, jak zwykle o 21:00 zjem jogurt na kolację, jak zwykle wezmę szybki prysznic i jak zwykle położę się spać. Sama. Jak zwykle.
Tak, mam 30 lat. Moje życie przypomina pustynię, nic w nim się nie dzieje. Jak zwykle.
Pracuję, bo muszę się za coś utrzymać. Jem, bo muszę. Myję się, bo muszę. Mam kota, bo muszę.
Żyję, bo muszę. Ale właściwie dlaczego? Nie wiem, może z przyzwyczajenia. Przecież wszystko musi być jak zwykle.
Kiedyś, kiedy byłam bardzo młoda, a było to bardzo dawno temu, miałam marzenia, pasje, ambicje!
Nawet jako malutka dziewczynka marzyłam.
Marzyłam o księciu z bajki, nowych lalkach, koronie księżniczki. Chciałam być Królewną Śnieżką, chciałam mieć przyjaciół. Nie miałam.
Ta jedna rzecz została mi do dziś. Nie marzę już o księciu z bajki, czy koronie, nie marzę już nawet o przyjaciołach. Po prostu ich nie mam, jak zwykle.
Później, kiedy byłam nastolatką, zaczęłam marzyć o byciu pisarką. Uwielbiałam odpływać w inny świat, zapominać na chwilę o szarej rzeczywistości.
Kiedy poszłam do liceum, poznałam chłopaka, który nad życie kochał sport, a ja nad życie kochałam jego. Wtedy przestałam pisać, nie umiałam się na tym skupić.
Teraz, trzynaście lat później, nie wiem co dzieje się z miłością mojego życia.Wiem tylko tyle, że teraz jest siatkarzem.
On nie wiedział nawet, że go kocham, bałam się mu o tym powiedzieć, jak zwykle.
Jedyne co mam dzięki tej znajomości to miłość do sportu, jedyna rzecz, która wyróżnia mnie spośród tłumu innych kobiet.
Kiedyś chciałam zostać dziennikarką sportową, odważyłam się nawet iść na studia dziennikarskie. Skończyłam je z wyróżnieniem, mówili że mam talent. Ale co z tego? Starałam się o pracę w najróżniejszych redakcjach, przyjęli mnie tylko w lokalnej prasie w małym miasteczku.
Zamiast pisać o sporcie, o mojej pasji, o emocjach, piszę o wynikach wyborów na wójta, o kradzieżach batonów w sklepie, o dewastacji gmachu poczty.
Czasem, kiedy siedzę sobie na mojej zwyczajnej kanapie i piję zwyczajną herbatę, zastanawiam się co by było, gdyby w moim życiu nie wszystko było jak zwykle.
Może pracowałabym w redakcji magazynu sportowego, może miałabym męża, dzieci?
Byłabym spełnioną kobietą, uśmiechniętą, szczęśliwą, z radością wyczekującą następnego dnia.
Ale nie jestem i nie będę.
Dobrze, że w tym zwykłym świecie można mieć przynajmniej niezwykłe marzenia.

________________________________________________________________________
Witam Was wszystkich, nieśmiało proszę o pierwsze komentarze. Zastanawiam się czy kontynuować historię, czy ktoś będzie to w ogóle czytał? :)